
Rzeczywiście mamy tutaj kłopoty z dostępem do neta. Jeśli nawet jest dostęp, zasięg jest fatalny.
Póki co szybko opisuję jak dojechaliśmy na miejsce:
Zacznę od zdjęcia (obok), na którym siedzę za sterami naszego wozu, jako że za Barceloną M. postanowił odpocząć od kierowania. Mimo wcześniejszych obaw jechało mi się bardzo dobrze, chociaż droga z 3-pasmowej zredukowała się do dwupasmowej, ale i ruch się zmniejszył, gdyż minęliśmy już Costa Brava i Costa Dorada.
Zdjęć z tego odcinka jest niewiele, bo jak wspomniałam prowadziłam, a M. ‘przymknął oko’. Zdążył jednak uchwycić winnicę.

Ja natomiast na kolejnym postoju wyłapałam kwitnącą palmę.

Wreszcie minęliśmy Torrevieję, zjechaliśmy z autostrady i dojechaliśmy na miejsce, nad Cabo Roig.
Musze przyznać, że przyjechaliśmy zgodnie z planem, który przygotowałam jeszcze w Londynie :))
Dochodziła ósma wieczorem. Rozlokowaliśmy się w naszym 3 pokojowym apartamencie i poszliśmy na zwiady. Teren znaliśmy już z poprzedniego pobytu. Sprawdzaliśmy jednak stan obecny. Z miejsca zauważyliśmy, że nad naszymi basenami sprawuje pieczę inny niż poprzednio Socorista, ratownik znaczy.
Palmy jednak trzymały się niezachwianie.
Kolejny dzień rozpoczęliśmy od moczenia w basenie, gdzie poznaliśmy przemiłą rodzinę z Polski, która jednak właśnie wracała do kraju.
Zdecydowanie odróżnialiśmy się na ich tle kolorem skóry.
Dzięki ich rekomendacji po południu wybraliśmy się do nowo powstałego i

bardzo popularnego tutaj ‘WOK-a’, w którym, po zapłaceniu stałej opłaty od tzw. ‘łebka’ można jeść do woli, wielokrotnie nawracając z talerzem i przebierając w setkach potraw.
Musieliśmy być bardzo głodni, bo skusiliśmy się również na deser. Lody!!

Na koniec, ledwie żywi wytoczyliśmy się do rozpalonego słońcem samochodu. I pojechaliśmy nad morze, żeby zgubić w wodzie trochę kalorii.
Wczoraj pojechaliśmy do Murcji. Wieczorkiem postaram się wkleić kilka zdjęć z tej wyprawy.
Nareszcie ślad życia :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jużna miejscu jestescie, że już odpoczywacie :)
I czekam na kolejne zdjecia. To z kwitnącą palmą jest super :)
ajjj jak fajnie :) WOK jest super (jesli to ta sieciowka, o ktorej mysle, a chyba tak..) A w Murcji za to nigdy nie bylam... (Co sie odwlecze...) za to nasluchalam sie murcjanskim hiszpanskim.. ponoc ciezko zrozumiec, choc ja tam nie mialam nigdy problemu wiekszego ;)
OdpowiedzUsuńBawcie sie dobrze!!
Ta kwitnąca palma cudna!
OdpowiedzUsuńTeż tak jadłam w Barcelonie, jak piszesz i nader mi się to podobało :)
Całuski.
ira.
Agawa, szkoda, że te wolne dni, choć spędzone 'leniwie' to jednak szybko mijają;
OdpowiedzUsuńChiquilla, na szczęscie nie byłam w stanie odróżnić hiszpańskiego murcjańskiego od innego. Wystarczyło mi posłuchanie jak mówią w radio i w TV... strasznie szybko, jakby kropek nie znali;
Ira, ja zawsze lubiłam tego typu restauracje, do dziś z łezką w oku wspominam 'bary mleczne', które jako nastolatka uwielbiałam...