czwartek, 25 sierpnia 2011

Na miejscu




Rzeczywiście mamy tutaj kłopoty z dostępem do neta. Jeśli nawet jest dostęp, zasięg jest fatalny.

Póki co szybko opisuję jak dojechaliśmy na miejsce:

Zacznę od zdjęcia (obok), na którym siedzę za sterami naszego wozu, jako że za Barceloną M. postanowił odpocząć od kierowania. Mimo wcześniejszych obaw jechało mi się bardzo dobrze, chociaż droga z 3-pasmowej zredukowała się do dwupasmowej, ale i ruch się zmniejszył, gdyż minęliśmy już Costa Brava i Costa Dorada.


Zdjęć z tego odcinka jest niewiele, bo jak wspomniałam prowadziłam, a M. ‘przymknął oko’. Zdążył jednak uchwycić winnicę.


Ja natomiast na kolejnym postoju wyłapałam kwitnącą palmę.




Wreszcie minęliśmy Torrevieję, zjechaliśmy z autostrady i dojechaliśmy na miejsce, nad Cabo Roig.

Musze przyznać, że przyjechaliśmy zgodnie z planem, który przygotowałam jeszcze w Londynie :))


Dochodziła ósma wieczorem. Rozlokowaliśmy się w naszym 3 pokojowym apartamencie i poszliśmy na zwiady. Teren znaliśmy już z poprzedniego pobytu. Sprawdzaliśmy jednak stan obecny. Z miejsca zauważyliśmy, że nad naszymi basenami sprawuje pieczę inny niż poprzednio Socorista, ratownik znaczy.

Palmy jednak trzymały się niezachwianie.



Kolejny dzień rozpoczęliśmy od moczenia w basenie, gdzie poznaliśmy przemiłą rodzinę z Polski, która jednak właśnie wracała do kraju.

Zdecydowanie odróżnialiśmy się na ich tle kolorem skóry.
Dzięki ich rekomendacji po południu wybraliśmy się do nowo powstałego i
bardzo popularnego tutaj ‘WOK-a’, w którym, po zapłaceniu stałej opłaty od tzw. ‘łebka’ można jeść do woli, wielokrotnie nawracając z talerzem i przebierając w setkach potraw.

Musieliśmy być bardzo głodni, bo skusiliśmy się również na deser. Lody!!

Na koniec, ledwie żywi wytoczyliśmy się do rozpalonego słońcem samochodu. I pojechaliśmy nad morze, żeby zgubić w wodzie trochę kalorii.



Wczoraj pojechaliśmy do Murcji. Wieczorkiem postaram się wkleić kilka zdjęć z tej wyprawy.

4 komentarze:

  1. Nareszcie ślad życia :)
    Cieszę się, że jużna miejscu jestescie, że już odpoczywacie :)
    I czekam na kolejne zdjecia. To z kwitnącą palmą jest super :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ajjj jak fajnie :) WOK jest super (jesli to ta sieciowka, o ktorej mysle, a chyba tak..) A w Murcji za to nigdy nie bylam... (Co sie odwlecze...) za to nasluchalam sie murcjanskim hiszpanskim.. ponoc ciezko zrozumiec, choc ja tam nie mialam nigdy problemu wiekszego ;)
    Bawcie sie dobrze!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta kwitnąca palma cudna!
    Też tak jadłam w Barcelonie, jak piszesz i nader mi się to podobało :)
    Całuski.
    ira.

    OdpowiedzUsuń
  4. Agawa, szkoda, że te wolne dni, choć spędzone 'leniwie' to jednak szybko mijają;
    Chiquilla, na szczęscie nie byłam w stanie odróżnić hiszpańskiego murcjańskiego od innego. Wystarczyło mi posłuchanie jak mówią w radio i w TV... strasznie szybko, jakby kropek nie znali;
    Ira, ja zawsze lubiłam tego typu restauracje, do dziś z łezką w oku wspominam 'bary mleczne', które jako nastolatka uwielbiałam...

    OdpowiedzUsuń